Gadałem kiedyś z kolesiem który jak ówcześnie mi się wydawało wspinał się całkiem przyzwoicie. Pytam się go jaką cyfrę łoi w skałach, na co odpowiada mi speszony i zawstydzony "człowieku, ja się wspinam dla siebie, nie jeżdżę w skały". Uważam to za kompletnie bezcelowe działanie, wspinanie na ścianie to nie wspinaczka skalna, a tą się staram uprawiać. Ale szanuję cudze wybory. Są nawet korzystne z mojego puntu widzenia. Buractwo z korpo nie jeździ w skały, albo przynajmniej mniej, a utrzymują ścianki. Chociaż jak to podobno kiedyś powiedział Kuba Rozbicki, że kiedyś narzekali na kompletne niezrozumienie społeczne, przeganianie z murków, a teraz są ścianki, ludzie się nie znają klimat poszedł z wiatrem (to nie jest cytat, to jest jedynie ogólniejszy sens jaki wydaje mi się, że zapamiętałem z tego) i czy właśnie o to nam chodziło?
No ale nie tym miała być ta dyskusja, tylko to tym czy koniecznie potrzeba skały do nauki chodzenia wielowyciągowego sportowego, asekuracji z półwyblinki itp. i czy koniecznie przechodzić całe szkolenie by nauczać tylko fragmentu?
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2014-04-10 23:24 przez Samuel.