Ciekawy problem. Przychodzi mi na myśl, że może zmienić tę "odczuwalność" dwupoziomowo.
Z jednej strony na dużej wysokości w przypadku poruszania się w tempie największym możliwym nie wygeneruje się tyle samo ciepła "metabolicznego", co robiąc to w atmosferze wysokiego ciśnienia parcjalnego tlenu, w przenośni mówiąc, wysokich obrotów się nie rozwinie i możliwość dogrzania się ruchem maleje. Z pewnością łatwiej ulec wychłodzeniu, ale jak się to odczuwa, pozostaje kwestią subiektywnych odczuć.
Z drugiej strony szybkie marznięcie kończyn, może dawać złudne poczucie temperatury niższej niż faktyczna - kiedy w wyniku nadprodukcji erytrocytów i mniejszego lub większego odwodnienia zwiększysz hematokryt o jakieś kilkanaście procent, krew gęstnieje, we włośniczki "na obwodzie" nie płynie specjalnie sprawnie, dzieje się co sie dzieje. Kilka minut bez rękawic w warunkach, które w Tatrach są przyczyną dyskomfortu, może wysoko oznaczać utratę palców. Świadomość skutków stanu objawiającego się utratą czucia, kłopotami z jego przywróceniem, może spowodować, że konieczność szybkiego znalezienia się w cieplejszym miejscu skoczy do góry na liście priorytetów i subiektywne odczuwanie temperatury będzie bardziej dotkliwe.