>bo jak już miałbym zjeżdżać na półwyblince, to czemu nie na dwóch żyłach naraz?<
Dlatego, ze zjeżdżanie na dwóch żyłach w półwyblince bardziej skręca linę i ją nieźle "morduje" (co jakiś czas jedna żyła "przeskakuje" nad drugą - najlepiej zaobserwować to w praktyce). Jeśli mamy do wyboru zjazd w półwyblince na jednej lub dwóch żyłach - wybierzmy wariant na jednej.
Sposób który opisałeś (swoista odmiana przeciwwagi połączonej z flaszencugiem lub "autowędki") sprawdza się w wielu przypadkach (oczywiście NIE w ZJEŹDZIE Z TAŚM czy PĘTLI, wyłącznie z "metalu"). Na przykład:
- zjazd z dużym ciężarem (ciężki wór transportowy, czy nie daj Boże ranny partner),
- lustrowanie ściany w zjeździe (łatwo, tzn z niewielki wysiłkiem, da się cofnąć do góry)
- zjazd przy dużym wietrze gdy linę mamy "zworowaną" pojedynczo, itp.
Oczywiście, ponieważ oczywistych oczywistości nigdy dosyć, trochę dydaktyki:
PAMIĘTAJMY O WĘŹLE NA KOŃCU LINY. W przypadku zjazdu w półwyblince węzeł powinien być nie na samym koniuszku liny, lecz co najmniej metr-półtora od końca (musimy mieć zapas na założenie blokady z węzła, np. flagowego.
Pozdrawiam, Włodek