Niestety w tym kraju wiele osób nie szanuje pewnych autorytetów i doświadczenia starszych pokoleń.
Ja odbieram krytykę Adama Bieleckiego nie w kategoriach bezpardonowego ataku na jego osobę lecz zwrócenia uwagi na pewne błędy które zostały popełnione ,które każdy z nas popełniał i być może będzie popełniał w swoim życiu . Myślę że nikt nie jest nieomylny również AB . Wydaje mi się że jeżeli grupa dużo bardziej doświadczonych himalaistów rozpetałą dyskusję to nie robią tego w celu rozpętania kolejnej batalii tylko po to żeby ta mniej doświadczona część naszego środowiska zwróciła uwagę na pewne super ważne zagadnienia których tu zabrakło. Być może młodsze pokolenie do którego ja też należę powinno uświadomić sobie że zdobycie szczytu nie jest wartością najwyższą w górach. Ta wartością jest odpowiedzialność za druga osobę. Dla mnie osobiście wyprawa jest sukcesem jeżeli wszyscy z niej wracają , szczyt nie musi być zdobyty. Góra nie zniknie, nie w tym roku to w następnym. Z tej wyprawy nie wróciły dwie potencjalnie silne i dobrze wyekwipowane osoby. Wyprawa w moim przekonaniu nie była sukcesem . Zostawili rodziny, przyjaciół. Nie był to nieszczęśliwy wypadek np. lawina , kamień, uraz, nie było to tez załamanie pogody.Zmarli z wycieńczenia . Zostały więc popełnione błędy, przekroczona pewna granica. Być może jak to jest sugerowane zabrakło pewnej odpowiedzialności silniejszych partnerów za słabszych. Ci silniejsi powinni słabszych zawrócić schodząc ze szczytu , tak żeby zgadzała się liczba osób wychodzących i wracających . Jako osoba z wykształceniem medycznym nie wierzę że nie było wcześniejszych oznak słabości partnerów , to jest niemożliwe, późniejsza pomoc w trakcie zejścia jeżeli ktoś wpada w obrzęk płuc jest właściwie na tej wysokości niemożliwa, jest ona trudna nawet w dobrze wyposażonym oddziale intensywnej terapii. ., tak się działo prawdopodobnie w przypadku T. Kowalskiego, nie wiemy w jakim stanie zdrowia był M. Berbeka Jednak uważam ze błąd został popełniony w wejściu na szczyt po prostu nie wszyscy powinni na niegi wchodzić. Musi być odpowiedzialność silniejszego partnera za słabszego nie może być tak że ktoś silniejszy ze szczytu schodzi w ostatniej chwili przed zmrokiem a ci słabsi gnani różnymi ambicjami jeszcze tam wchodzą . Silniejszy nie powinien się na to zgodzić. Nie zgadzam się z twierdzeniem ze powyżej 8000 jesteś sam i popieram tu starsze bardzo doświadczone pokolenie iż partnerstwo jest konieczne
Wydaje mi się że celem dyskusji środowiska wspinaczkowego na ten temat nie jest chęć linczu AB myśle że nie o to w tym chodzi . Celem tej dyskusji jest to żeby następnym razem w takiej sytuacji AB i wielu innych na jego miejscu poświeciło więcej swojego cennego czasu na tej wysokości dla partnerów, oceny stanu ich zdrowia i oceny sytuacji z perspektywy osoby schodzącej i zatrzymało być może samobójczy atak na szczyt. Jeżeli AB i AM zawrócili by wtedy TK i MB to wyprawa prawdopodobnie odniosłaby sukces.
Myślę więc że wysłuchajmy z pokorą i zrozumieniem głosu starszego pokolenia i zastosujmy się do ich wskazówek. Unikniemy wielu niepotrzebnych tragedii.
Nikt AB nie wysyła na szafot , na pewno każdy docenia jego osiagniecie, nie mniej jednak powinien on się nauczyć większej odpowiedzialności w górach za innych w tym wiązania się liną z partnerem na niełatwej przecież grani Piz Bernina.
Osobiście życzę jemu i innym SUKCESÓW