Nie wiem czy da się to wytłumaczyć, ale spróbuję przedstawić jak ja to widzę: Kiedy rezygnujesz z asekuracji wprowadzasz ciało w stan ponadnormalnej koncentracji. Ewentualny błąd może skończyć się w najlepszym przypadku kontuzją, co sprawia, że twój mózg podświadomie nastawia się na maksimum skupienia. W takich momentach wspinasz się najlepiej w życiu i jakakolwiek asekuracja automatycznie daje twojemu mózgowi możliwość odwrotu, wtedy doznania już nie są tak intensywne. W tym przypadku jak rozumiem główne trudności są na dolnym baldzie, dlatego użycie krasza lub nie jest tu kluczowe (domyślam się tyko, nigdy tam nie byłem). Poza tym, moim zdaniem nie powinno się stawiać sprawy tak, że albo idziemy w pełni bezpiecznie, albo na żywca. Wrzucenie nawet jednej słabej kostki w połowie drogi diametralnie różni się od żywca, ponieważ jednak masz uprząż i linę, co dla twojego mózgu stwarza pewną iluzję bezpieczeństwa. jest to coś pomiędzy bezpiecznym wspinem a żywcem. I jeśli ktoś ma ochotę tak się asekurować to jego wola, jego życie. I oczywiście że jest to egoistyczne, tutaj nie odkrywamy żadnej ameryki. Wspinanie zawsze było jest i będzie egoistycznym sportem. Ale dopóki sam wspinający i asekurant są świadomi tego co robią i godzą się na podjęcie tego ryzyka, to ich sprawa, ich życie. Moim zdaniem takie przejścia wręcz powinny być nagłaśniane, tym bardziej w kraju, w którym wspinanie w większości przypadków polega na przepinaniu wędki na drogach obitych co 1,5 metra. Dla wielu ludzi aspekt mentalny we wspinaniu jest jego bardzo istotną częścią i bez niego już nie jest tak fajnie. Wspinanie jest dlatego takie fajne, bo jest bardzo różnorodne. I niech tak pozostanie.
Jeszcze takie małe post scriptum do różnicy między żywcem a "częściową" asekuracją. Posłużę się analogią do innego sportu, a mianowicie highline'a. Wiele osób przygotowujących się do przejścia wysokiego slacka na żywca stopniowo rezygnuje z asekuracji. Tzn. najpierw przechodzisz slacka w normalnej uprzęży, potem w swami belcie (sam pas biodrowy - wciąż bezpiecznie, ale czasem boleśnie), potem owijając lonżę wokół pasa (belt loop swami - bardzo boleśnie), w końcu ankle leash (lonża wokół kostki - niebezpiecznie, lot niewskazany) i w końcu żywiec. Uwierz mi, wiem z autopsji, że różnica między przejściem z lonżą owiniętą wokół kostki a żywcem jest ogromna, mimo że w obu przypadkach lot jest niedopuszczalny