Jak to czytam to groza mnie ogarnia. Dobrze, że wspinam się krótko i nie wsiąknąłem w to "środowisko" jednak. Wspinanie to dla mnie przede wszystkim zaufanie do partnera i innych wspinaczy. Jak mogło dojść do tego, że tak na siebie naskakujecie? Wierzyłem, że wspinacze to monolit z drobnymi ryskami, których nie da się w grupie uniknąć. Ale to jest masakra jakaś. :(