micles Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Dzięki za opinię eksperta, życzę powodzenia z
> - jak dla mnie - sensowną walką z wiatrakami w
> postaci rzeczywistości ;)
To nie jest walka z wiatrakami, świadomość sporej części środowiska pomału się zmienia - na pewno w kwestii oszczędzania ringów jesteśmy przodującym krajem w Europie. Gdzie indziej wiesza się wędkę przez ring i nikomu nie przychodzi do głowy zakładać własny karabinek.
IMHO zasada niewędkowania przez kolucho jest tylko odzwierciedleniem pewnej ogólniejszej idei "szanowania" ringów. Jest dla mnie oczywiste, że kolucho nie niszczy się od samego wędkowania, ale od zjazdów - i nie ma tu znaczenia, czy zjazd następuje po wędce czy po prowadzeniu. Dlatego własny karabinek trzeba zostawiać nie tylko do wędki, ale gdy tylko się da - np. gdy spodziewamy się, że ktoś z naszych ziomków będzie za chwilę robił tę samą drogę. Lub coś w pobliżu - często przecież da się sięgnąć do stanowiska z sąsiedniej drogi. Osobną sprawą jest wybór samodzielnego zjazdu zamiast opuszczania przez partnera - jeśli ktoś tak robi, to chwała mu za to, ale przymuszanie innych do tak daleko idącej oszczędności ringów wydaje się nierealne, a nawet niecelowe. Chodzi też o to, żeby niepotrzebnie nie przedłużać czasu okupowania drogi.
Z innej beczki, w rejonach, gdzie ringi wycierają się szybciej (zależy to nie tylko od ilości przejść, ale też od rodzaju stanowisk i podłoża pod drogami - piaseczek w oplocie liny drastycznie przyspiesza polerowanie), powinno się instalować rozbieralne przedłużki do łańcuchów, np. stałe karabinki lub mailony, z prowizorycznym zabezpieczeniem przed kradzieżą.