McAron Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> astrodog Napisał(a):
> --------------------------------------------------
> -----
> > Też nie do końca tak. Jeden zawraca spod
> grani
> > szczytowej i zgłasza sukces. Nagrody,
> gratulacje,
> > sława. Inny z tego samego miejsca wrócił
> już
> > przedtem uznając swoją porażkę. Jasne, że
> > wspinamy się dla siebie, radosci itd, ale czy
> > naprawdę tak trudno uznać, że ta droga jest
> dla
> > mnie za trudna zamiast sięgać po pomoc
> kolegow
> > czy kija?
>
> Jak to "za trudna"? Jeśli ktoś jednak drogę
> przechodzi z pierwszą lub n-tą bezpieczną, to z
> dużym prawdopodobieństwem mógłby ją też
> poprowadzić, i niekoniecznie jest to kwestia
> trudności - raczej obicia. Więc to, że jej nie
> przeszedłeś całkowicie od dołu, nie musi być
> Twoją porażką - równie dobrze może to być
> porażka ekipera, który tak obił drogę, że dla
> bezpieczeństwa lepiej zrobić wpinkę z kija.
Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy rozpatrywanie tego w ten sposób. Nie raz zatrzymalo mnie brak patentu na crux, brak asekuracji lub trudność jej osadzenia. Drogi sportowe traktuje tak samo: nie wgryzam się, czy ktoś obijał pod siebie, czy pod ogół. Albo mnie puszcza albo nie. Opowieści o za luźnych/ciasnych butach, niezaleczonych kontuzjach, chujowym obiciu, wyślizganej skale, złej asekuracji, niskim ciśnieniu i czym tam jeszcze - staram się zostawiać innym. Jeśli nie robię drogi to w 95% powod jest jeden: za cienkim jeszcze.
A już do szewskiej pasji doprowadza mnie rzucane nonszalancko "łatwa jak na tę wycenę" ...po wstawieniu się w trada z ryzykowną asekuracją ...na wędkę lub przejściu na drugiego.
pozdr
astrodog