olo.k Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Dopiero z perspektywy czasu widać, co w życiu
> ważne - chyba nie warto nastawiać tyłka dla
> zabawy, jaką jest wspinanie po spitach.
Sytuacja sprzed 2-3 lat na Waissenstain na Franken. Podejście do pierwszej wpinki na9ce (nie pamiętam nazwy, jakiś Hammer - każdy kto był to zna) dosyć wysoko, ale w miarę łatwo (może ok 7ki). Jak miałem kija ja (lub ktoś inny) to zawsze wpinałem pierwszą z ziemi.
Kolo zwalił się z dojścia (bez bezpiecznej). Kostkę rozwalił sobie tak, że jeszcze dzisiaj robi mi się słabo. Jak go Bergwacht pozbierał, to wszyscy, jak jeden mąż, dojrzeli, i pożyczali ode mnie kija.
W tym roku jak tam spotkałem Blondasa (pozdrowienia) to nie miałem kija ze sobą, bo go w Visnowym zapomniałem. Więc robiłem bez bezpiecznej. Nie widzę żadnej różnicy w byciu "dojrzałym" do tej drogi czy mam tam bezpieczną, czy jej nie mam. Kompletnie bez różnicy pod względem sportowym. Ot, droga na której ktoś zapomniał dobić pierwszego spita :-) Natomiast pod względem rozwagi było to bez sensu. Byłem z dwójką małych dzieci. Jak bym sobie rozwalił kostkę, to cała szansa w tym, że byłaby to lewa (mam automat i jakoś bym do domu dojechał). Ale jak z tymi kreskami... jak są kreski, to idę, a nie czekam aż je deszcz zmyje. Jak nie mam kija to też idę (chyba że obok jest fajniejsza droga).
Zeszytu nie prowadze, przejść nigdzie nie podaje. Wiem jednak jedno: nie jadę w skały się połamać, tylko dobrze bawić.
Natomiast żeby się wypowiadac o drogach które robi Markus B, to trzeba je najpierw zacząć robić. Bez tego, jest to czyste teoretyzowanie.
Inw
Kompletnie pozbawiony etyki