Ponownie ja ;) Do rzeczy. Wiertła to raczej były nieco grubsze (koronkowe wybijaki fi14) i były podstawowym narzędziem do wybijania dziur pod ringi. Jeżeli idzie o Zakonnika późniejszą drogę Oda do Pytona haczyłem w roku 1979 i już wtedy miałem problem z wbijaniem haków, dziury były "ponadnomatywne" do rynien dobijałem łyżki (kto haczył wie o czym piszę). Mniej więcej w tej lini próbowałem się wspinać na wędkę ok roku 1980/81?, ale byłem za cienki. Jeżeli było coś na niej poprawione (w co raczej wątpię) to raczej niewiele. Krew i honor jest krótkim dodatkiem po prawej i nie przypominam sobie, aby ktoś coś poprawiał. Sam miód, kto robił ten wie, które dziury są wiecznie wilgotne ;).
W sprawie niszczenia (lub raczej naprawiania) dróg zmieni zdanie każdy kto zrobi drogę Sroga Halina na Srogiej Skale, a kiedyś się do niej przystawiał. Kucie i poprawianie jest ślepą uliczką. Zawsze znajdzie się ktoś kto stwierdzi: jeżeli podkute (choć czasem może to być złudne wrażenie) to i ja mogę poprawić na swoją miarę.
Czy należy zmieniać coś co zaistniało już w zbiorowej świadomości, jako dzieło skończone? Dokręcone chwyty były swego rodzaju kompromisem pomiędzy tymi, którzy chcieli wykuć a tymi, którzy chcieli poczekać. Usunięcie ich nie powinno budzić wątpliwości. Z wykutymi dziurami jest poważniejszy problem. Był już krótki okres cementowania w polskim wspinaniu (mam na myśli Kapę). Czym się zakończył można zobaczyć. Moje zdanie na temat niszczenia (naprawiania) dróg istniejących zawiera się w pytaniu:
Kim jestem, aby o tym decydować?
Pozdrawiam: Kuchar