Chciałbym się dowiedzieć, czy ktoś z Was wie, kto może kontrolować zabawy (około)wspinaczkowe i jak to wygląda w praktyce?
Wczoraj byłem świadkiem jakieś imprezy dla dzieciaków w Łodzi i harcerze z ZHR przygotowali zabawy wspinaczkowe dla dzieciaków - wchodzenie po linie na drzewo i stamtąd zjazd na tyrolce.
Krew mi w żyłach zamarzała jak widziałem co oni robią...
Tyrolka na pojedynczej linie, która liną wspinaczkową, to była, ale pewnie dobre naście lat temu. A sam zjazd odbywał się na jednym karabinku (tak - bez bloczku - sic!)
Wejście na drzewo było realizowane przez ludzką wyciągarkę i jakąś śmieszną plątaninę lin, które wyglądały jak wieloletnie cumy wyrzucone przez żeglarza na śmietnik, a nie liny wspinaczkowe. Widoczne było, że liny na całej długości dużo tarły, bo były bardzo "włochate" a w niektórych miejscach miały przetarcia prawie, że do rdzenia...
Dzieciaki wchodziły bez kasku i w luźnych uprzężach, bo mniejszych nie mieli, o piersiowych zapomnijmy - nawet pętli na plecy nie zarzucili. Wystarczyło, żeby kolega ciągnący za linie na ziemi się poślizgnął, a dzieciak walnął głową w drzewo, obrócił się i wypadł z uprzęży.
Ciekawostką było też wpięcie dzieciaka w linę poprzez pętlę dowiązaną do uprzęży i za pomocą jednego karabinka do ucha w linie. Dzieciak otrze karabinkiem o drzewo przekręcając zamek, złapie przypadkowo za karabinek i bęc - na ziemi...
Dzięki Jah nie słyszałem od wczoraj żeby coś się wydarzyło nieszczęśliwego, ale chciałbym wiedzieć, do kogo mogę się zwrócić z taką sytuacją.
Na imprezie była policja, ale wątpię żeby mieli jakiekolwiek pojęcie o tym jak to powinno wyglądać, więc się sprawą w ogóle nie interesowali.