bradder Napisał(a):
> W świetle obowiązujących przepisów zamówienie
> do kwoty 14.000 EUR netto (ok. 56.000 zł + VAT)
> może być udzielone z wolnej ręki, czyli bez
> żadnego przetargu, tudzież "konkursu ofert".
W placówkach budżetowych - w szczególności w nauce i szkolnictwie, tak nie jest - już od znacznie mniejszych kwot (a często nawet od dowolnie małych) zaczynają się biurokratyczne jaja. Są to wewnętrzne ustalenia ministerstw lub np. dysponentów środków z funduszy strukturalnych. W praktyce chcąc kupić głupią baterię muszę wypełnić 6 stron dokumentacji, w tym dostarczyć trzy konkurencyjne oferty, uzasadnienie wyboru, protokół odbioru - a wszystko to wymaga podpisów: mojego, mojego szefa, dyrektora, księgowego i czasem jeszcze "specjalisty do spraw zakupów". Traci się na to w ch... czasu i ogólnie wszystkie zakupy na niewielkie kwoty stają się przez to efektywnie droższe (czasem kilkakrotnie) - bo oprócz czasu na debilne pseudoprzetargi trzeba mieć na uwadze również fakt, że większość potencjalnych dostawców nie wystawi na piśmie oferty na takie pierdoły.
Przy droższych rzeczach można zaryzykować twierdzenie, że rzeczywiście może to prowadzić do jakichś oszczędności. Nie wiem, jak to jest ze szkołami średnimi, ale zdziwiłbym się, gdyby ta chora biurokracja ich nie dopadła.
> Co
> nie znaczy, że środkami publicznymi nie należy
> gospodarować w sposób racjonalny i oszczędny.
> Tym przypadkiem powinna się chyba zająć
> prokuratura, chyba że taki badziew na rynku
> rzeczywiście tyle kosztuje.