Ale wiesz, życie celebrytów nie jest takie łatwe. Raz Cię poklepią z podziwem po plecach, za chwilę Ci sami obrzucą g*wnem. W końcu każdy Cię zna, bo widział Twoje zdjęcie w "Górach" i wie już coś za jeden. A jeszcze wszystkie Twoje narcystyczne teksty, które internetowe anonimy przeanalizowały po tysiąc razy. Do tego ta zazdrość, Polska zazdrość. "Kutas", "bożek", "brytanowy @#$%&", udało mu się cokolwiek, to go zniszczę, odreaguję frustrację, sam nic nie umiem, sam niewiele osiągnąłem, ale teraz jemu pokażę, że jest na moim poziomie, a nawet niżej, do dna, dojechać, nie dać żyć, a kto nie ze mną, ten przeciw wszystkim, jego też dojechać... I nie daj boże niech potknie Ci się noga, to zobaczysz... A jak popełnisz prawdziwy błąd to już popamiętasz, wszystko Ci wyciągną... Każdy brud, każde niedopatrzenie, sprawy prywatne, intymności. Dlaczego nie?! Machiavelli. Machiavelli. Machiavelli. Wszak robią to teraz "pro publico bono", a nie z powodu własnej frustracji. I nagle okazuje się, że tak naprawdę byłeś otoczony głównie przez "fake-friendów", którzy dołączają się do nagonki. A bo temu nie oddałeś 5 zł, tego laska kiedyś na Ciebie miala ochotę, choć nie skorzystałeś, tamtemu podebrałeś pomysł, temu kiedyś przysrałeś jak zachowywał się nie fair. Po prostu kutas jesteś i tyle. Przecież wzsyscy tak mówią. Zostaje Ci garstka przyjaciół, którym też nie ufasz do końca. I zaczynasz się miotać. Robisz kolejne błędy i tylko się pogrążasz. "Syndrom oblężonej twierdzy".
No... Wciąż pamiętam jak paru "przyjaciół" z młodości próbowało zrobić to tutaj Szalonemu. Cena za celebryctwo jest dla mnie zbyt wysoka, wolę być anonimową szmatą. Zresztą jedyne czym się mogę tu pochwalić to umiejętnym stosowaniem środków z którymi sam walczę.