Re: Komenda AUTO w skałach

a.d.a.m Napisał(a):

> Ja w czasie asekuracji używam głowy i nawet
> jeżeli wiem, że "AUTO" zwalnia mnie z
> asekuracji, to nie robię tego jak wiem, że
> partner (bo miał tylko ekspresy) sam nie
> zjedzie.

Jak się kiedyś spotkamy w skałach, pokażę Ci sztuczkę: jak zjechać samodzielnie na samych ekspresach. Nawet z dwóch dróg naraz w ten sposób zjadę, na obu zostawiając wędki. Zresztą, co mi tam, napiszę teraz (UWAGA - nikogo nie zachęcam do powtarzania, jestm głupi i się nie znam, itd).
Załóżmy, że poprowadziłeś drogę i chcesz z niej zjechać, a przy tym zostawić wędę na sąsiedniej drodze. Masz dwa zjazdowe ringi, jeden od drogi którą zrobiłeś, drugi od drogi sąsiedniej. Wpinasz po dwa ekspresy do każdego z tych ringów (lub lepiej HMSy, ale załóżmy, że ich nie masz), po czym wpinasz do nich linę. Potem dopinasz sobie do łącznika uprzęży (również dwoma ekspresami lub jednym zakrętasem) odcinek liny spomiędzy obu stanowisk. Łapiesz w ręce linę idącą z dołu do stanu kończącego drogę, którą poprowadziłeś, i przytrzymując się tej liny jedziesz do gleby - lina układa się na kształt litery M. Oczywiście, równie dobrze to partner mógłby Cię opuszczać przy takim zjeździe, ale tarcie na karabinkach i wykorzystana zasada wielokrążka (jak we flaszencugu) sprawia, że do trzymania liny nie potrzeba dużej siły - jest ona porównywalna z siłą wymaganą do utrzymania liny pod przyrządem gdy się opuszcza partnera.
Oczywiście trzeba mieć linę co najmniej czterokrotnie dłuższą, niż wysokość skałki.

> p.s.
> Wypraszam sobie, że "bredzę" blondasku.pl.

Każdemu może się zdarzyć :-)