Pare godzin temu otrzymałem linka do tej dyskusji od mojej kochanej przyjaciółki z czasów kiedy to zdrówko i forma pozwalały na częstsze skalne szleństwa... Jej oburzenie oczywiscie udzieliło sie i mnie. Chłopcy rzeczywiscie przegięli, i to nawet dość mocno. Tylko jest małe 'ale'... Po przeczytaniu kilku postów odechcialo mi się podejmowania jakiejkolwiek dyskusji w tym temacie. Żadza linczu chyba co niektórych kompletnie zaslepiła, i to mocno. Zastanawia mnie tylko fakt, ilu spośród tych zakonspirowanych forowych troli, używających form będacych prawnie rozumianych jako groźba karalna, wymuszenie lub zastraszanie, posiada uprawnienia 'pe-ze-ty'? Kiedy to czytam, to czuję sie jakby 'zapracowana' od lat kurtyzana promowała czystość przedmałżeńską.... Dla mnie ta nagonka ma bez wątpienia (oprócz ochrony skał) podtekst nazwijmy to 'środowiskowy'. Sam, na szczęście dla siebie, obserwuję to zacne środowisko z boku, od ponad 20 lat, i nie mogę ciągle wyjśc z podziwu ile jadu sie mieści w głowach i ustach znamienitych członków tego klubu wzajemnej adoracji. Kiedy tego lata zabrałem siostrzeńca w Sokoły i poobserwowałem efekty rozwoju polskiej wspinaczki, to wniosek był tylko jeden: statystycznie przypada 2 instruktorów na 1 wspinacza adepta... ŁĄcząc to z niniejszym wątkiem, nie mam najmniejszej wątpliwości jakimi pobudkami kierują sie ludzie piszący takie paszkwiele o tych młodych chłopakach.
Wnioski: 1) Dali du..y i nauczka sie nalezy - ale w ramach partnerskich relacji; 2) Po ilości i jakości postów wnoszę, że część 'elity' instruktorskiej sie nudzi - ciekawe dlaczego?; 3) oldboy'e mojego pokroju mają to szczęście, że stać ich raz na jakiś czas na powspinanie sie z dala od polskiego piekiełka - polecam Rumunię, całm sercem i ciałem; 4) Boję się, że jak tak ma wyglądać ochrona 'naszych skał', to ja (i paru innych) powrócimy do... żeglarstwa... Kłaniam się uprzejmie.