bollullos Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> byłem tam dokładnie w październiku... po
> zwiedzeniu kilku hiszpańskich parków narodowych
> np. Cabo de Gata (las Negras), miejscowości
> Bolonia za tarifą (Punta Bolonia) czy też samej
> Grenady, spacer po Giblartarze mnie mocno
> rozczarował.
> Wjechałem kolejką na Gib. skałę - okropnie
> drogo, żadnej informacj turystycznej, stara
> kolejka. Później chciałem dostać się do groty
> - znowu żadnej informacji pomimo drogich
> biletów, ścieżki zasyfione, głównie polskie
> wycieczki - tych było najwięcej i tego sobie nie
> wymyślam. Następnie postanowiliśmy zejść z
> The Rock spacerkiem, coby makaki pooglądać -
> znowu zaniedbane ścieżki, co chwila jakiś
> samochód chciał nas rozjechać. Niestety
> ścieżek dla pieszych nie ma jest tylko asfalt
> bez pobocza, na którym co chwila śmigają auta,
> których kierowcy również mają w D turystów.
> Nawet nie zwalniali, mimo że byłem z 2 dzieci.
> Po zejściu, przechodziliśmy uliczkami między
> obdrapanymi blokami które wyglądały jak u nas
> przeciętne stare brzydkie blokowicho. Następnie
> ładna główna aleja ale piękne są tylko fronty
> i wystawy, na tyłach syf. Bez porównania z taką
> na przykład Grenadą, czy innymi miasteczkami
> przyjaznymi turystom. Na tym Gib. nawet nie ma
> ławek żeby sobie w spokoju usiąść. Jeden
> wielki sklep i naciągactwo - mówcie co chcecie,
> mieszkałem w Andaluzji przez pół roku, za
> Sewillą, i zdecydowanie wolę tamten klimat.
(pisałem dłuższą i bardziej szczegółową wypowiedź, ale mi ją wcieło, więc teraz skrót)
Byłem także w październiku (ub. roku) i odniosłem krańcowo odmienne od Ciebie odczucia. I to nie tylko jeśli chodzi o Gibraltrar ale także np. Grenadę. Alhambra to jest dopiero festiwal spędu łosi z całej Europy. Jeśli tak (jak Grenada) ma wyglądać "miasteczko przyjazne turystom" to ja dziękuję. Andaluzja może jest i fajna, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że arabski duch wciąż jest tam obecny do dzisiaj. Wszyscy wszystko mają w dupie a turysta jest dla nich samobieżnym portfelem do opróżnienia. Może pozornie jest tam bardziej domowo niż np. w kurortach Szwajcarii czy Francji, ale wynika to z tego, że Hiszpanie olewają wszystko (i klienta także), a sjesta jest dla nich sensem życia. Niestety, nie ma tam zachodniego ładu i składu. Może i komuś się to podoba - ja wolę germański porządek i przewidywalność.