nie rozumiem jednego. dlaczego wspinaczka na czas ktora jest totalnie oderwana od wspinaczji skalnej rozwija sie sie w tak dynamiczny sposob i mamy takie sukcesy? dlaczego tym paru osobom tak zalezy zeby trenowac (i to bardzo ciezko) zeby cos osiagnac, a naprawde nikomu nie chce sie trenowac pod prowadzenie i baldy? przeciez pozom wspinania w obu tych "konkurencjach" naszych "zawodnikow" w skalach stale rosnie? z drugiej strony mamy kilka swietnych imprez towarzyskich na ktorych startuja prawie wszyscy (szkoda ze nie bedzie imprezy na trafo) i nie potrafimy tego przelozyc na "prawdziwy sport" (czytaj zawody pucharowe) organizowane wg zasad obowiazujacych na calym swiecie
a jesli to wspinacze na czas na sile ciagna pozostale konkurencje a razem z nimi wspinaczke skalna, tatrzanska, alpinizm i himalaizm to naprawde zaczynam im wspolczuc ze musza sie z tym wszystkim uzerac w naszym kochanym zwiazku, zeby dostac kase na finansowanie jedynej slusznej konkurencji, ktora juz dawno mogla by byc na olimpiadzie a my moglibysmy sie cieszyc z sukcesow polakow.