Witam,
To ja jestem tym polskim taternikiem - owszem byłem ubezpieczony - polecam przy okazji alpenvereinene - fakt nie miałem kompasu (ilu z panów i pań go nosi w ścianę??? ręka w górę) nie miałem też banalnej rzeczy czyli gwizdka który w sytuacji kiedy głos zanikał po kilku metrach by również wiele ułatwić - ogólnie parę błędów pewnie mógłbym sobie wytknąć. W bardzo silnej mgle trochę pobłądziliśmy - wchodząc na pierwszą grań po prawej stronie wierzchołka myśląc że idziemy w stronę Huncowskiej przełęczy. Nie wiem ale w silnej mgłę( widoczność 2-3 metry) po godzinie 18 pod koniec września nawet z kompasem nie wszystko musi się wydawać jasne szczególnie jak się jest w pewnym miejscu po raz pierwszy - generalnie gdyby nie to, że kontuzja kolana uniemożliwiła mi jakiekolwiek poruszanie się to nie musiałbym niepokoić ratowników i myślę, że bym jakoś sobie poradził - następnego dnia rano widoczność była lepsza i moja partnerka wróciwszy do wierzchołka Kieźmarskiego mogła się trochę lepiej zorientować w sytuacji niż poprzedniego dnia w nocy - niestety nie byliśmy w stanie o naszej pomyłce poinformować ratowników ( komórki padły) a naszym jedynym schronieniem był małą kolebka. W informacjach Słowackich jest sporo nieścisłości - nie spadłem z 25 metrów a jedynie z jakiegoś 1,5 góra 2,5m ( jednak słowacki i coś z mojej opowieści mogło zostać zniekształcone) to nie polski). I sugeruje niektórym osobom nie wypowiadać się o tego typu sytuacjach w złośliwym tonie szczególnie kiedy nie mają bladego pojęcia co się stało - dla mnie i mojej partnerki było to mocne przeżycie - dopiero wróciłem ze szpitala w Popradzie gdzie zagipsowani mi strzaskane wiązadło kolana, amputowano palec i wstawiono szynę w zmiażdżony kolejny. Dziękuję za powściągliwość w wyciąganiu wniosków.
pozdrawiam,
Mariusz