Dla mnie jest łatwiejszy taki Elbrus niż maraton. Jest to inny rodzaj wysiłku. Pracują inne mięśnie. Taki szybki marsz pod górę trochę - momentami na progach jak deptanie kapusty, choć tętno podobne - ok 157. W większości "wbiegaliśmy", aż do szczytu w niskich butach trailowych, w zwykłych "adidasach", dominowały salomony, jeden zawodnik od nas i paru Rosjan miało buty z kolcami oszczepnicze. Jędrek z powodu zgrabiałych od mrozu rąk nie ubrał raków aż do końca, do szczytu. U nas dominowały raczki na gumce typu "spike" (takie dla tirowców) lub aluminiowe grivele. Uczestnicy extreme zmieniali buty w beczkach z "asfaltówek" na "trailówki". Ja w classic od początku (od beczek) w niskich mountrailach Masochist i w spikach.
:-)
Artur