Wienia Koguta było mi dane spotkać kilkukrotnie na Zakrzówku.
Przypominam sobie, że prawdopodobnie raz nawet wiązaliśmy się liną na T. Marcinkiewicza w Kobylańskiej w październiku 2004. Prawdopodobnie, gdyż dziś nie potrafię powiedzieć na pewno czy to był On, owej jesieni miałem przyjemność spotkać w skałach kilku seniorów wspinania. Tego razu był to prawie na sto procent Wienio.
Ogromnie podobał mi się jego styl wspinania- typowa stara szkoła - ruchy nie wyuczone w panelowych przewieszeniach, techniczne, spokojne, oglądanie go w skale było dla mnie bardzo pouczające. Coraz rzadziej widzi się takich wspinaczy w naszych skałach, a szkoda.. choć to właśnie przez upływający czas, który dla Wienia też niestety nie stanął w miejscu :(
Może warto, aby środowisko krakowskie jakoś upamiętniło jego osobę, serdeczną, na swój sposób niezwykłą, tak wiele lat związaną z naszym lokalnym wspinaniem. Człowieka, który jak sądzę nie jednemu uświadomił, że starość ludzka nie musi zabierać radości z ruchu, że nie musi być kresem sportowego działania.
To bardzo przykre, że dana mu była śmierć w samotności.
Panie świeć nad Jego duszą [*]