Idąc tym tropem moznaby dojść do wniosku, że samo zorganizowanie wyprawy w egzotyczny rejon jest największym wspinaczkowym sukcesem, wiadomo rodzina, praca, kasa itd ..., samo wspinanie to betka:)
Pierwszy raz się spotykam z sytuacją, w której wbicie spitów jest sukcesem wspinaczkowym, ale ja się za bardzo nie znam, jestem wspinaczem niedzielnym, więc idąc za przykładem starszych kolegów, GRATULUJĘ :)!