Ty Sanders miałeś chyba piękne dzieciństwo (pełne ciepła i miłości); kochasz swoją rodzinę, przyjaciół.........etc - i zapomniałeś chyba że wspinanie to baaaardzo egoistyczne zajęcie, gdzie wszystko co wymieniłem wyżej ledwo się mieści;
nie rozumiem jak z takim podejściem mozna sie wspinać; czy jak zakładasz słabą kość (taką dla polepszenia psychy - czyli faktycznie gównowartą) to myślisz o bliskich, a moze jesteś w transie i dopiero po skończeniu drogi masz wyrzuty sumienia iprzysięgasz w duchu "nigdy więcej"
a może wybierasz tylko komfortowe drogi, wrzucasz przeloty co dwa metry i takie jest Twe wspinanie - nic w tym złego, tylko nie rzucaj się "jak wiadomo co i wiadomo gdzie" w temacie smierci na Mnichu, bo nie masz do tego prawa; co najwyzej możesz sobie wyciągnąć wnioski np utwierdzić się w tym że "zawsze się askuruję", lub żywcowanie jest niebezpieczne..............dla każdego coś innego
ja cię nie znam, nie wiem jaki poziom reprezentujesz i nie interesuje mnie to, ale nie podoba mi się że piszesz o czymś na czym sie nie znasz, w tak autorytatywny sposób;
teraz do tematu Blondasa - żywcowanie
miałem ok trzyletnią przerwę we wspinaniu się bez protekcji, wogóle jakoś kapcaniałem, nie szło mi prowadzenie - na wędeczke owszem, nawet postępy były, ale prowadzić nie bardzo, a jeśli już to kupa przelotów............ale dwa tygodnie temu pojechałem do Rzędek z mocnym postanowieniem wspinu bez uprzęzy i zrobiłem kilkanaście dróg od III do słabych V i poczułem się jak nowo narodzony - maksymalna koncentracja, wyabstrahowanie od miejsca, czasu i wysokości - coś pięknego
pozdr