Wiem, że już wiele razy temat kontuzji był omawiany, ale zazwyczaj chodziło o bardzo poważne kontuzje, zazwyczaj ścięgna. Przeczytałem wiele artykułów w necie, ale chce się jeszcze upewnic, czy mam dobry plan na pozbycie się dolegliwości.
Do rzeczy: wspinam się od roku, starałem się stopniowac trudności, rozgrzewac itd. Wydawało mi się, że spokojnie mogę już solidnie zwiększyc obciążenia i sporo się ostatnio wspinałem na chwytach wymuszających "łódeczki" i małych krawądkach. Od pewnego czasu palce zaczęły mi strzelac, a nigdy z tym nie miałem problemów. Trochę zmniejszyłem obciążenie, ale gdy niedawno szarpnąłem z 2 paluchów z podchwytu to poczułem już wyraźnie ból. Na chwilę obecną: bolą mnie palce przy ,,łódeczce", te 2 wyszarpane bolą gdy naciskam staw PIP z boku(wydaje mi się że w nich nadszarpnąłęm też ścięgno), gdy wyginam nie za mocno palce na boki to czuję jak się w stawie nieprzyjemnie przesuwają kości, a te 2 paluchy rozwalone przy tym bolą.
Myślę, że mam mocno osłabione stawy(mało płynu) i zapalenie. Myślicie że smarowanie Fastum albo Reparilem, tydzień przerwy w treningach potem przez jakieś 2 tygodnie wspinanie się tylko po dużych klamach, a później tydzień chwytem wyciągniętym wystarczy? Czy zaprzestac na ten miesiąc treningu? Jeżeli poczuję, że paluchy są znowu mocne i zdrowe to mogę od razu próbowac po tym miesiącu trochę trudniejsze drogi, czy z czasem trudności zwiększac? Dodam, że mam 18 lat i nie chcę brac żadnych glukozamin itp., jeżeli jest skuteczna to mogę co najwyżej szamac galaretkę. I powstrzymajcie się od żartów, bo nie jest mi do śmiechu. Były wielkie plany, cykl treningowy a tu lipa... Ale wolę to zaleczyc porządnie niż za rok skończyc się wspinac
ps. sry za długośc posta