Jakiś czas temu miałem wątpliwą przyjemność przebywania w Rzędkach w towarzystwie ludzi będących chyba o ile nie na pewno pierwszy raz (mam nadzieję że ostatni) w skałach, co za tym idzie kompletnie nie czujących klimatu. Omawiana grupa wyglądała jak goście z obozu typu "survival",to znaczy mora, buty wojskowe (najlepsze do łojenia) itd. Ludzie o stalowej psychice wieszali wędki gdzie się dało w sposób...co najmniej niebezpieczny np. obciążali jeden ring trzema linami jednocześnie. Co więcej kiedy prowadziłem "Gilbercika" jeden z komandosów pomimo uprzedzania go, doszedł do wniosku że zjazd na płytce w tej chwili właśnie będzie najodpowiedniejszy. Co gorsza wyraźnie nie radził sobie z przyrządem co powodowało u mnie dodatkowe emocje. Jakiś czas potem bez uprzedzenia zrzucił wędkę która śmigneła mi koło ucha, co prawda stałem już na ziemi ale...wypadało coś powiedzieć o czym nasz bohater w moro nie miał pojęcia, na zwróconą uwagę zareagował tu cytuję "Trzeba patrzeć , trudno." Poprostu...bez komentarza. Tego samego dnia jeden ze wspinaczy odpadł i zaliczył 3 metrowy lot uderzony zrzucaną wędką. Nie rozumiem dlaczego tacy ludzie pojawiają się w skałach bez opieki ludzi doświadczonych i co można na nich poradzić (zmienić rejon ale to też nie będzie najlepszym rozwiązaniem zwłaszcza kiedy interesujące nas drogi są w rejonie wystepowania wyżej wymienionych grup)?