Byłem na Stanisławskim od północy. Podchodziłem z kolegą pod ścianę wprost od dołu. Rzeczywiście, jak pamiętam, teren bardzo nieprzyjemny, bardzo strome trawy, i nie widziałem tam możliwości asekurowania się, tak że pod ścianę podeszliśmy z duszą na ramieniu i bez asekuracji. Haki i młotki oczywiście mieliśmy. Było to chyba najbardziej niebezpieczne podejście jakie mi się przytrafiło w Tatrach. Sama droga już była OK. Było to dawno temu bo latem w 1978 roku. Szczegółów drogi nie pamiętam, ale strach na podejściu do dzisiaj jak najbardziej.
Pozdrawiam - LeszekJ