Gdy na przełomie wieków pierwszy raz zlądowałam w Sokołach, też karmiono mnie słoniną z cebulą...
Dziękuję, ale lepiej mi się wspina z jajecznicą w brzuchu i swoimi patentami w plecaku.
Temat jest o patentach żywieniowych, a nie wspomnieniach z czasów, kiedy nikt nie wiedział, co to jest dietetyka:P
Dodam, że najskuteczniejszym kołem ratunkowy na odcięcie prądu w skałach sa dla mnie suszone śliwki, chociaż podobno na większość ludzi działają przeczyszczająco, więc przestałam zachwalać je na szeroką skalę...
Przy okazji podkreśliłabym rolę nawodnienia. Jestem bardzo zadowolona z bukłaka - jest się ciągle nawodnionym, można siorbać w wolnej chwili małymi łykami, nie ma zasychania w ustach, nic nie chlupocze w plecaku, nie trzeba sie rozpakowywać w poszukiwaniu butelki. W poprzednim sezonie wlałam bardzo ciepłą wodę w Moku (start o 9:00 przy -15st), popijałam cały dzień i nic nie zamarzło.
Wersja decathlonowa bukłaka nie jest hipsterska (30PLN).
Tak, można się cały dzień wspinać bez picia, tylko po co? :-)
Ania