tjn Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> no wiec wedlug (raczej dosc wiarygodnych) informac
> ji jednak sie przejmowali - tzn filance mieli tak
> przykazane od dyrekcji zeby z mandatami ostroznie
O tym "przykazaniu" czy też "przejmowaniu" to ja nic nie wiem,
ani nie spotkałem takich informacji.
Problem niejasności dotyczy przepisów na poziomie ustawy
parlamentu/rządu.
Natomiast na poziomie TANAP są aktualne regulaminy bez zmian.
One się opierają na aktach prawnych na wyższym poziomie
(powiat/wojewódźtwo), które też są powszechnie dostępne.
Na stronach Spravy TANAP
[
spravatanap.sk]
Jest m.in. dokument wydany z datą 14 VI 2017,
obowiązujący
od 15 VI 2017 r., gdzie w zasadzie powtórzone
są przepisy jakie obowiązywały od lat:
[
spravatanap.sk]
Raczej trudno liczyć, żeby kiedykolwiek były takie przepisy,
aby w Parku Narodowym można było robić co się chce i nawet
nie byloby to wskazane.
Problem z ustawami na poziomie najwyższym, z gruba biorąc,
wynika z całkiem innych pwodów, zbliżonych do naszej sytuacji
w Puszczy Białowieskiej :) i "dualizmu" władz nad Parkami
jaki panuje na Słowacji (dwa ministerstwa tym zarządzają,
o sprzecznych interesach).
Tam też intensywnie drzewa są leczone przez harvestery, ale
turystom nie wolno wchodzić "z powodu bezpeiczeństwa i ochrony
przyrody" :)
> tak bylo za tzw "naszych czasow" Andrzeju :-) - teraz "normalny czlowiek"
> ma na wyciagniecie reki adwokatow ktorzy jak zwietrza szanse
> wygrania sensow nej kasy sa w stanie wiele zrobic...
Fajnie, że jesteś taki optymistyczny! :)
O tym aby ktoś (turysta/taternik) wygrał proces z TPN/TANAP
nie słyszałem; ani o jednym takim przypadku.
Co do "obecnych czasów" to nie byłbym taki pewien,
patrząc, co się dzieje we wspomnianej Białowieży, choć tam
całkiem poważne instytucje/organizacje protestują, także
międzynarodowe (zwane "szatanami"). A podobno Polska jest
"przodującym krajem" w stosunku do Słowacji, o której niejeden
znawca Tatr wyrażał się jako o "komunistycznej" i "niżej od nas stojacej"...
> To jest trudny temat ktory wg mnie ciut upraszczasz
> - z mojego przewodnickiego doswiadczenie wynika
> ze faktycznie z jednej strony na pewno gory o z
> nanych nazwach (najwyzsze, "koronowane" etc) czest
> o kolekcjonuja ludzie dosc przypadkowi , ktorych g
> lownym - a czasami jedynym- celem jest "zaliczyc"
> szczyt i pochwalic sie potem tym przed znajomymi
> i nieznajomymi :-)
[...]
> Natomiast sa ludzie ktorym ten przewodnik jest potrzebny
> nie do "zaliczenia" gory ale do bezpiecznej realizacji swoich pasji czy
> marzen - i wtedy nie sadze zeby bylo to "przesadne" ulatwianie....
Masz rację - w krótkim poście nie da się nie upraszczać.
Ogólnie, ja jestem co do "przewodnictwa", jako idei współczesnie,
sceptycznie nastawiony. [nie mówię o przewodnikach jako osobach,
bo ci są bardzo różni!!!]
Oczywiście, można podać jakieś bardzo szczególne przypadki, kiedy
takie ułatwianie jest i wg mnie uzasadnione. Np. jakiś czas temu
dwóch nosiczów wyniosło panienkę niepełnosprawną na Sławkowski,
bo nie mogła chodzić i takie miała marzenie - ja to rozumiem i nie mam
nic przeciwko. Wręcz ładny gest - zakładając że zrobili to nie dla
reklamowania swoich usług.
W pewnym zakresie ma to sens dla (pewnej klasy) wycieczek
szkolnych i innych zbiorowych (de facto, to jest 90% aktywności
roboczodniówek przewodników w Polsce!).
Co do "pasjonatów" to mam wątpliwości. Ja też byłem takim pasjonatem
i nigdy z usług przewodnika nie korzystałem. Zawsze chodziłem tam,
gdzie byłem w stanie samodzielnie wejść. A jak chciałem więcej to
się zapisałem na kurs skałkowy czy tatrzański. I brak przewodnika
wcale mi nie doskwierał.
Natomiast znam trochę ludzi, którzy wielokrotnie z przewodnika korzystali
i widzę, że wiele się z tego nie wynieśli, bo to nie uczy samodzielności,
a samodzielność jest w górach (wg mnie) podstawowa.
Dlatego jestem też przeciwnikiem komórek w górach (wiem: to jest herezja :),
bo one też zabijają samodzielnośc i odpowiedzialność, co widać z lektury
kronik TOPR/HZS (pomijam tu "wspinaczy ekstremalnych", którzy
idą wyczynowo, na granicy swych możliwości, mają większe ryzyko,
albo robią to zawodowo - wtedy komórka jest
bardzo pożyteczna!).
W ten sposób "futerkowcy" tracą respekt do gór, bo wiedzą, że
mają sprzęt lepszy niż Kurtyka na Trango, a w razie czego
za kwadrans będzie śmigło i ratownik z ciepłą herbatką....
Co nie zawsze jest prawdą, bo sprzęt trzeba umieć uzywać, komórka
się rozładuje, pogoda nielotna, a delikwent nie wiem gdzie się znajduje.
I wtedy media mają o czym pisać :)
Oczywiście, to jest tylko moja prywatna opinia i na pewno nie ma
ona najmniejszego wpływu na rzeczywistość, która idzie dokładnie
w odwrotnym kierunku... :) Więc z pragmatycznego punktu widzenia
to Ty masz rację, a nie ja i moje gadanie nic nie zmieni!
> No i co do akurat Giewontu sytuacja jest troche inna
> z tego co wiem - tak ze powyzsze uwagi i ostrzezenia
> kolegow sa chyba jakos tam uzasadnione...
Możliwe. Jak wygląda sprawa ze wspinaczami na Giewoncie
to ja dokładnie nie wiem. Może (??) tam się akurat filance
jakoś szczególnie "uwzięły". Ale w ścianie raczej nie gonią,
a w terenie "dojściowym" nieraz chodziłem i problemu nie było.
Dobrze jest w takich wypadkach wcześnie startować, kiedy
normalni ludzie śpią... A jak raz na jakiś czas się coś
zapłaci to trzeba sobie wkalkulować w koszta :)
U nas i tak oszczędza się na darmowych akcjach ratunkowych
i braku ubezpieczenia. A jak się wcześnie wyjdzie to także
na bilecie wstępu, bo kasy lubią się wyspać :)
Pozdrawiam, a