Cześć, jestem jednym z pechowej dwójki. Przyczyna akcji była prozaiczna - podczas zjazdu (trochę się zapchaliśmy na wysokości 6 wyciągu i wracaliśmy w linię drogi) wypadł mi hak i zaglebiłem około 20 metrów swobodnym lobem. Zjazd był krótki, z jednej żyły i to druga ocaliła mi życie (jakkolwiek fantastycznie to brzmi nie byłem w nią wwiązany tylko zaczepiłem nogą lecąc). Diagnoza: rutyniarski zjazd z jednego punktu. Początkowo wisiałem głową w dół, dłuższą chwilę zajęło mi wyprusikowanie i dojście do półki na którą ściągnąłem partnera. Po ochłonięciu próbowaliśmy założyć zjazdy ale czułem się coraz gorzej - wówczas podjęliśmy decyzję o telefonie po chłopaków. Wypadek miałem około 17, pierwszy kontakt z TOPR był koło 20. Finalnie wszedłem z całej sprawy praktycznie cały: naderwane mięśnie karku, luzy w kolanie i ogólne potłuczenie. Też mi szkoda, że musieli zapieprzać po nocy ale decyzja była dobra. Z taternickim, Mateusz