Tak serio to się jeszcze czasami wspinam, bardziej w Dolomitach ostatnio niż w Tatrach wprawdzie, ale trochę tych dróg tatrzańskich pamiętam, przynajmniej te które mi się podobały.
Kiedyś miałam więcej czasu , teraz niestety muszę pracować w tygodniu... - no bo kasa jak wiadomo to paskudztwo brrrr..... ;) - brzydzę się... ale jak się jej trochę ma, to żyje się ciekawiej - można gdzieś pojechać za swoje, nie oglądając się na sponsorów np ... bo niektórzy mają sponsorów nawet na takich "ceperskich" wycieczkach na której ja byłam - aż dziwne. A urlopy wykorzystuję na wyjazdy:
już mam rozplanowany przyszły rok - Kaukaz i może Pik Lenina , to trudno się w Tatry wyrwać, najwyzej na weekend.
Ostatnio częściej chodziłam tak typowo - dla kondycji, czyli to za czym zawsze nikt z nas specjalnie nie przepadał: plecak trochę jeszcze dociążony wodą (żeby ją potem wylać, albo ewentualnie bliźnim rozdać ;) - i kolan nie niszczyć w zejściu i szybki marsz pod górkę.
Kontynuuję to zresztą po wyprawie, żeby formę utrzymać - no bo przecież umówiona jestem z moimi nowymi kolegami we wrześniu ;)
Tym niemniej jak pogoda będzie jakaś znośna to w weekend się wybieramy na prościutkie wspinanie.
Pozdrawiam także nieustająco
Iwona