Starosto masz tu rację, aktualnie szat drzeć nie ma o co. Jednak obserwując tempo rozwoju różnych form wspinania, całego biznesu jaki się wokól tych dyscyplin rozwinął (sprzęt, organizowanie wyprac, szkoły, itp.) to wydaje mi się, że hasło "niepopularyzujemy wspinaczki" nie ma racji bytu.
W sumie od XIX wieku wszystko zmierza do popularyzacji taternictwa i w ogóle gór. Polskie Tow. Tatrzańskie, PTTK itp. instytucje mają na celu właśnie m.in. popularyzowanie gór. Od tego się już nie ucieknie.
Aktualnie widzę tylko jedną możliwość, ograniczenie rozwoju "zabezpieczenie sportów ekstremalny h" ;-)) Brzmi ironicznie, ale tak to dziś jest. W sumie rozwój takich sportów zmierza do postaci jaką pewnie wielu zna z programów typu "Dla Ciebie Wszystko" (TVN chyba). Gdzie człowiek przed wykonaniem skoku z jakieś znacznej wysokości pyta organizatora, czy to aby bezpieczne, czy jestem dobrze zabezpieczony, przywiązany itp. Czysta ironia z terminu "ryzyko". Ja nie chciałbym aby nastał czas w Tatrach (i innych górach) gdzie będziemy _udawali_, że jest niebezpiecznie idąc po drogach tuż obok spitów ale nie używając ich, tylko łądując własne kości. To kolejne jawne oszustwo samego siebie.
Masz rację, co i raczej cieszy, że to co spitowane jest na tyle trudne, że - na razie - nie grozi zalaniem kolejkami pod owymi drogami. I dobrze. Moja obawa w tym miejscu jest o to, czy aby Środowisko się nie zapędzi, i nie zacznie nitować łatwych dróg, co może stać się faktem pod naporem np. lobby instruktorskiego. O anarchię łatwo, szczególnie gdy się obserwuje aktualne trendy w PL związane z PZA, czyli bunt w Środowisku przeciwko jakimkolwiem instytucjom, które mogłyby czegoś zakazać, coś narzucić.
Ale to inny problem.
Pozdrawiam
mateusz at loskot dot net