Nie biorę udziału w tej debacie, wszedłem na tą częśc forum przypadkiem, ale zabiore głos. Nie w kwestii meritum, bo ja też jestem za obijaniem stanów na klasykach, ale w kwestii wytoczonego argumentu, który w mojej ocenie jest niestety manipulacją. Dlatego, ze próbuje sie kojarzyć niezwykle intymną i bolesną sferę (smierć kumpla) z kwestią 'reguł gry' do ktorej kazdy z nas przystepuje dobrowolnie i znając ewentualne konsekwencje. Nikt (o zdrowej psychice) nie chce zeby ludzie gineli, żaden wspinacz prowadząc moralna drogę nie życzy sobie, zeby ktos na niej zycie postradał. Ale ktokolwiek idący na taką drogę wie co ryzykuje i ma do tego prawo.
Pisanie, ze teoretykiem jest ten ktoi nie stracił jeszcze kumpla w górach jest jakims koszmarem. Naprawdę dziwię się. Każdy z nas ma głębokie i głebsze przezycia, zwiazane ze smiercią, ale i nie tylko. Gra na najmocniejszych emocjach gdy dyskutowane są 'reguly gry' wydaje mi sie nie na miejscu.