Mlodszym czytelnikom trzeba wyjasnic:
Lawina z Ciezkiego i Wysokiej do Dolinki Smoczej w styczniu 1954, miala dawna literacka oprawe dwojga z pieciorga uczestnikiow (Jana Dlugosza najszybciej, bo w klubowym Oscypku z 1956 r. i potem w 1961 w wysokonakladowych Kulisach, a posmiertnie w Taterniczku i jego ksiazce; dobre kilka lat pozniej Anny Klemensiewicz-Skoczylas w jej wlasnej ksiazce). Jeszcze pozniej zdaje sie doszla wersja co najmniej jednego z pozostalych.
Upadek z lawina poprzedzilo stawianie kabaly - podobno kolo wszystkich krazyla smierc.
Wszyscy przezyli, zdolnych do dzialania i pojscia po pomoc zostalo dwoch. Najciezsze obrazenia miala Hanka S (AK-S) i potem duze klopoty zdrowotne (polamane rece na studiach na ASP).
Zdarzenie mialo tez szersze konsekwencje, bo nastapilo w trakcie pobytu na lewo w pewnej chacie.
M. in. nastapila potem slynna pogadanka klubowa na polecenie wladz (poczatkowo chyba chodzilo o publiczna samokrytyke), w trakcie ktorej dzieki nieocenionemu jednemu z owczesnych "Swietych" (JW) wyniklo, ze ... w gorach trzeba uzywac kompasu...
Tyle na szybko i z pamieci.
Pozdr.