Heh, no kiedyś już tak było: jakaś grupa teterników i topr-owców w pierwszych latach istnienia tej organizacji zabrała ekipę ze starostwa cesarsko-królewskiego obejmującego zasięgiem Tatry na wycieczkę narciarską po Czerwonych Wierchach. Celem było zrobienie urzędasom frajdy, a przy okazji załatwienie jakichś tam spraw urzędowych dla TOPR-u i przewodników właśnie. Nobliwe urzędasy radziły sobie nader kiepsko, czas płynął, a co gorsza nadeszła kurniawa.
Panowie przewodnicy, skoro urzędasy poczęły im skamleć i z sił opadać wzięli się ostro do dzieła: powiązali całą ekipę w tramwaj i "zachęcali" do dalszego marszu rozlicznymi kurwami, chujami i innymi "akcesoriami" gęsto fruwającymi w powietrzu, a jak trzeba było to i ciosami bambusa (to były czasy gdy jeździło się jeszcze z jednym masywnym kijem czy raczej drągiem).
Miny przewodników poczęły rzednąć gdy oczom ekipy ukazały się światła schroniska u wylotu Dol. Kościeliskiej (poczęli w myslach rachować oblegi i ciosy kijów ;-))) ). Skoro wszak doszli... urzędasy rzuciły im się na szyję w podzięce za uratowanie z białego piekła i wszystkie żale utoneły w morzu gorzały... Jak łatwo się domyslić, upragnione decyzje urzędowe też zapadły ;-)))
A zatem... może spróbujemy ???!!! ;-)))