Jakiś czas temu przygoda, której nie chciałbym powtórzyć,
na aktualnie obijanej drodze partner raczył, idąc z plecakiem, przefrunąć się ładnych parę metrów wpięty wyłącznie do stanu jako 1-y przelot). Jak się domyślacie walnęło mną solidnie w taki wystający skalny brzuszek - po 2-3h zrezygnowałem z dalszego wspinania bo nie mogłem bez bardzo dużego bólu żeber podnieść ani lewej ręki ani lewej nogi. Nie bolało tylko jak się nie ruszałem, oddech to ruszanie, i jeszcze nie leżałem na lewym boku, brzuchu. Potrzebowałem ze 2 miesięcy by dojść do siebie
Tak więc chciałbym zapobiec powtórce z rozrywki. Szukam racjonalnego schock absorbera. W występujących nie potrafię znaleźć ani siły inicjującej rozrywanie (gdzieś tam pojawia się 200kg - a to bardzo mało, jeśli ma iść na przelot) nie mogę też znaleźć ile energii jest sumarycznie wytracane przez konkretne modele.
Macie jakąś wiedzę?, konkretne modele do polecenia? - z czynników dodatkowych, chętnie możliwie krótki (bo więcej liny pracuje) chętnie możliwie lekki i możliwie tani.
Pozdrowienia
Sz.