A jednak Kicik mial racje. Łoza to nie ten Łoza tylko zupelnie inny "znajomy" taternik.
"Mój znajomy
znalazł się bez pracy, to znaczy bez stałej pracy, albo też bez pracy, za którą płacą. Ponieważ pisywał artykuły do gazet, to raz na miesiąc, lub raz na dwa miesiące udawało mu się coś opublikować. Dostawał wtedy honorarium z gatunku „za mało, by żyć, za dużo, by umrzeć”. Miesięcznie wychodziło mu średnio 540 złotych i okazało się, że przy takiej „fortunie” zasiłek dla bezrobotnych mu nie przysługuje. Trudno się rzecze, znajomy żył sobie dalej, nie mając ani pracy, ani zasiłku .....
W pewnym momencie musiał wnieść sprawę do sądu przeciw ludziom, który go w przeszłości orżnęli, czyli okradli mówiąc bardziej literackim językiem. Razem z pozwem złożył wniosek o zwolnienie z kosztów sądowych ze względu na trudną sytuację materialną. Sąd przysłał mu formularz do wypełnienia. "
Krzysztof Łoziński
O tym, jak państwo opiekuńcze „dba’ o bezrobotnych, czyli prawdziwa historia mojego znajomego.
Tez z Kontratekstow
[
www.kontrateksty.pl]