Temat rzeka jak wiele innych problematycznych w naszym wspaniałym kraju.Liberalne przepisy ful nieurzytków i terenów lasów państwowych ciągnie do polandu dosłownie stado amatorów moto-crosu a firmy oferujące organizacje jazd w terenie mnożą sie jak grzyby po deszczu.Na wescie jak na prywatnym terenie dopadną "amatora " to dostaje mandacik że odrazu wyskakuje z butów. W Sokołach i Rudawach można już mówić o autostradach obleganych przez twardych panów na swych pierdzących rowerkach .Szklarska i Karpacz też rozjechane i można tylko rzucic na tace by nikt taki nas nie trafil w plenerach. Nie zdają sobie jednak sprawy że frustracja mieszkańców którzy maja przy swoich posesjach w/w crosstrady moga sie coraz częściej frustrować pedzacymi nawet po ściechach rowerowych crosowcami i rozpowszechnić "ekstremalną" zabawę jaką zapoczątkował jeden z mieszkańców Mysłakowic / droga rowerowa na Karpacz/ .Zabawa znana z lat 60-70 jako " Łowcy głów" w której czesto na wioskach wykorzystywany był zwykły drut w poprzek drogi prowadzacej z remizy w której odbywało sie party w celu uniemozliwienia odwrotu zmotoryzowanym którzy nie chcieliby brac udzialu w sztachetobraniu.Zmodyfikowana o zastosowanie w niej drutu kolczastego zabawa wspomnianego mieszkańca zaowocowała pierwszymi (sukcesami ,ofiarami *niepotrzebne skreślić ) w każdym razie na płocie pierwsze naciecie brzeszczotem .Czy bedą kolejne czas pokaże.