Próbowałem na Moście ostatnio zrobić nową drogę... Wyszły z tego niezłe jaja ;)
Do połowy było jeszcze całkiem normalnie (tzn np. zapieranie 1 ręka-1 noga ;)
Ale potem się zaczęło... zapieraczka (momentami jak w zacisku jaskiniowym) między skałą a przygodnie napotkanym drzewem.
Potem wyjście na filarek i taka lekka przewieszka. Jakoś dziwnie mi nic nie siadło, więc zrobiłem przelot z gałęzi tego drzewa (trochę tylko spróchniała ;)
No to napieram.
Takie trochę rajbungowe, a tu niespodzianka - na szczycie dywanik z mchu... taka saksońsko-botaniczna pułapka... a do topa z 1 metr ;)
Postałem sobie trochę i zacząłem delikatny wycof ;0
Ale ten rajbung w dół był niczym w porównaniu z przeciskaniem się przy tym drzewie... (Oczywieście nie było za bardzo z czego zjechać)
Dopiero jak zlazłem na półę, zauważyłem, że cały jestem w żywicy... Kurna, nogi w żywicy, plecy w żywicy (szedłem bez koszulki :) rece w żywicy, lina w żywicy... no "dramat w tatrach"
Ach, jak to fajnie czasem poprowadzić nową drogę...
A te pokonane 15 metrów do półki nazwałem Dzień Dupy ;)
Wiadomość zmieniona (25-08-04 00:11)
Pozdrawiam
Michał Kajca [
pza.org.pl]
Wesprzyj walkę o swobodny dostęp do skał!
naszeskaly.pl