ze co?..
kolizja to inaczej zderzenie, a nie przylozenie komus tak, ze sie kopytami nakryl...
nawet jesli konnica zbudzonna tesia zasluzyla, to dalej wierzga nieprzytomnie i piane toczy,
mimo cmokania, lagodnych prosb, podsuwania suchej bulki pod pysk czy kilku kostek cukru,
odzalowanych przez zebranych przy familijnym samowarze!
jasne wobec powyzszego jak slonce, ze kilka ostrzegawczych dzgniec ostroga dostala, po czym zrzucila mnie zdradliwie, do tej pory w krzyzu mnie lupie.
zreszta atak przyszedl od tesi i szla pozniej w zaparte niczym ten Lysek z pokladu Idy, jak wegiel zezarl z wagonika; az lewatywe trza bylo robic, cala wies sie zjechala patrzec..