Ja też czuję w sobie nerw polemiczny, choć jestem tylko batem, Batem na konie.
Wracając do meritum, nie zgodzę się, by w Tatrach była jakaś jedna święta tradycja. Akurat jeśli już miałbym taką na siłę wyróźnić, to mnie kojarzy się to od razu z hakiem, ławą i trzęsioną, czyli wręcz przeciwnie, niż Tobie Szalony. A kojarzy mi się dlatego, że w czasach dominacji takiej wspinaczki liczyliśmy się na świecie. Możesz mówić, że jako zaspiarze, ale nie zmienia to faktu, że jeśli już miałbym wyodrębnić tradycję tatrzańską, to byłoby to własnie to. A zresztą Stanisławski tez pohaczał, a że robił to w niewielkiej skali i adekwatnie do ówczesnych środków technicznych, to nie stoi w sprzeczności z tym, że przeciw regularnemu haczeniu nic by pewnie nie miał.
Trudno więc powiedzieć, czym jest w Tatrach tradycja. Uważam, że tradycja, by się wykrystalizowac, potrzebuje czasu. Wspinaczka jest dyscypliną na tyle młodą i szybko zmieniającą się, że jeszcze nie powstała tutaj dominująca tradycja. Są różne tradycje i m. in. takie nazwy, jak Kaskaderzy, Pokutnicy czy Nowa Fala to imiona tych tradycji.
Twierdzę więc, że Twój sposób podejścia do sprawy prowadzi donikąd.
W interesującej nas kwestii musimy po prostu użyć rozumu i zastanowić się, co w perspektywie długofalowej będzie najlepsze DLA TATR.
Prawda jest taka, że każdy wbity spit czy ring przybliża góry do wspinaczki sportowej. Pytanie więc brzmi: czy stawiamy na akrobatykę czy przygodę? Nie zaprzeczysz chyba, że pójście na drogę VII na kościach jest większą przygodą, niż pójście na, powiedzmy VIII po spitach?
Moim skromnym zdaniem, za opowiedzeniem się przeciw spitowaniu świadczy fakt, że technika poszła tak do przodu i mamy takie wynalazki, że można robić bardzo trudne drogi i to nawet OS, bez wiercenia. Nie jest więc tak, że opowiadając się przeciw wierceniu tłuminy rozwój wspinaczki klasycznej.
Wiadomo, że gdyby ograniczyć się tylko do wspinaczki na własnej protekcji, wspinalibyśmy się nieco gorzej, niż gdybyśmy ćwiczyli sportowo. Ale od tego mamy skałki! Tutaj możńa wyśrubować swój poziom, by potem robić w Tatrach nowe drogi, nawet OS. Co z tego, że będą one trochę mniej wycenione, niż nasz skałkowy OS max? Przecież nie chodzi chyba o cyferki?
To właśnie moje stanowisko. Gdybym był w komisji, gorąco bym za nim orędował. Nie znaczy to jednak, że byłbym za zakazaniem spitowania nowych dróg ze zjazdu. Nie posiadłem Prawdy, by czuc sie etyczna wyrocznią. Dlatego też nie rozumiem trochę Twoich obaw co do komisji? To znaczy rozumiem o tyle, o ile są to normalne obawy związane z demokracją. Ja tez obawiam się Leppera, co nie zmiania faktu, że nie widzę realnej alternatywy dla Parlamentu. Realnej, bo nierealna widzę: siebie - bat orałby zady jak się patrzy. Ale zdaję mi się, że masz jakąś fobię przed komisją.