Może też spróbuję, bo nie do końca zgadzam się z tłumaczeniem łojotoka. Rymy nieco częstochowskie, ale na więcej mnie nie stać grubo po północy... :)
Trzy dni trwał ten poranek.
Ja w końcu całkiem przymulony.
A moja głowa ukołysana
Przez cykad ostre tony...
No, dumny ze mnie facet...
Ale jakiś trzydniowy...
Poranek był potrójny.
Miłości trzy, na trzy sposoby.
Wiedzieliśmy, że jak już zlądowała,
Zostanie gdzieś tak ze trzy doby.
No, dumny ze mnie facet...
Ale jakiś trzydniowy...
Widzieliśmy światło poranka
I cienie w wieczornym słońcu.
Aż cień stał się światłem a światło cieniem - w końcu.
Światło poranka,
Cienie w wieczornym słońcu.
Aż cień stał się światłem a światło cieniem - w końcu.
Prawdziwe łowy śmierć zabrała.
I nie ma stad obfitych mięsem.
Gdy brak zwierzyny człowiek skacze drugiemu do gardła.
Rodzinne więzy słabną z każdym kęsem...
Nie mamy już prawdziwych wodzów,
Ziemia i ludzie okryci mrokiem.
Wybieramy jakichś przybłędów.
Rodzinne więzy słabną z każdym krokiem...
My wszyscy jak anioły...
Świntuszek Jezus i kolejne Maryje.
Jak Edyp kocha je.
Kawałki układanki,
Pasują do siebie.
Wszyscy jak anioły!
Och, moje kochane Maryje!
Nie liczyłem na taką rzecz...
Ciemności nocy kryją
Nagości dreszcz...
Wszyscy jak anioły...
A przy okazji - Doktorze - Jane's Addiction wyglądają na niezłych Marsjan. Skąd ich kurcze wytrzasnąłeś...?
Pozdrowienia,
Szarak