Załóżmy hipotetycznie, że godzina W udała się na tyle, że Mokotów, Śródmieście, Wola i Żoliborz są wyzwolone.
Niemcy się cofają i co? Mamy festiwal wolności. Standardowo wykształcony niemiecki generał zamyka pierścień a potem nie nerwowo za pomocą możdzieży, dostępnej artylerii i lotnictwa miasto i tak zamieniasz w cmentarz. Co więcej - do tej operacji mozna użyć słabe tyłowe formacje. Byle tylko amunicja była na czas
Nawet zakładając niewiarygodne bohaterstwo - trudno jest prowadzić walkę z gazrurką - bo amunicji po drugiej stronie nie było zbyt wiele.
Zaopatrzenie takiego oblęzonego miasta nie załatwi 40 liberatorów ze zdemontowanym uzbrojeniem strzeleckim i zdekompletowanymi zalogami (by zwiększyć zasięg). To byłaby operacja na miarę zaopatrywania berlina zachodniego. Tyle że wtedy były samoloty o większym udźwigu, krótszej trasie i nie latające nocą (samolot ze zdekompletowanym uzbrojeniem nie jest trudnym łupem dla nocnego myśliwca), a także nie ostrzeliwane z ziemi.
Pozostaje argument że Stalin nie dał skorzystać z lotnisk - byłby głupi gdyby zrobił cokolwiek by wesprzeć militarną akcję skierowaną przeciwko niemu.
Kisiel w rozmowie z gen. Pełczyńskim spytał się o pianino i bibliotekę. Pan Generał nie za bardzo wiedział o co chodzi. Odpowiedział mu, że dzięki jego decyzji stracił koncertowy fortepian dziadka i rodzinną bibliotekę. No i była awantura.
Zniszczenia w zakresie kultury, wszelkich dóbr i materiału ludzkiego nijak się mają do efeku. Jak w sporcie - o srebrnych medalistach nikt nie pamięta. A nam się "prawie" udało. A w końcu "Prawie" robi wielką rocznicę. Ponieważ mamy dryg organizacyjny, co słusznie zauważył Miron (polecam Pamiętnik z Powstania Warszawskiego) - to już wiele lat wcześniej uknuliśmy sobie hasło które pozwala wytłumaczyć wszystko - Gloria Victis (chwała pokonanym).