Przepraszam bardzo serdecznie calą Waszą trójkę. Z rozmowy którą przeprowadziłem wysunąłem taki wniosek.
Nie wiem czy trafny czy też nie.
Ja, w czasach kiedy się wspinałem na poważnie a nie przyjemnościowo jak teraz, wyznawałem zasadę że wchodzę w ścianę i kończę na szczycie. Praktycznie nigdy nie wycofałem się ze ściany z powodu złej pogody czy też tego że nie potrafię przejść do góry. Nauczył mnie tego Falco.
Wspinaliście się, używając opisu właśnie Falca.
Tłumaczenie się że mieliście jego (Falca) opis i nie mogliście odnaźć drogi w ścianie jest dla mnie śmieszna.
Mogłiście iść jak ściana puszcza. Ja robiąc Walkera wyminąłem kilkanaście zespołów, wspinając się nie drogą lecz tuż obok. A w ogóle uwielbiam wspinać się bez schematów, często myląc różne drogi, pokonywać ścianę tak jak się to narzuca i umiejętności pozwalają.
Naprawdę nie miałem w intencji, deprecjonowanie Waszych umiejętności, wiem, że na polskie warunki jesteście OK, ale wiem również, że zima w Alpach to nie to samo co najtęższa zima w Tatrach.
Mnie, wydaje się jedynie, że nowa moda na styl lekki i szybki w Tatrach, w obliczu załamania pogody w Alpach jest marnym doświadczeniem.
Ja uważam, że jadąc na tak wielką ścianę jak Jorrassy, warto byłoby się wbić w którąś z polskich Kazalnic na tydzień i rzeżbić powoli a jeśliby to było za mało to połączyć to w jakąś łańcuchówkę.
To nic odkrywczego, to moje przemyślenia sprzed 25-ciu lat, nie wiem czy to rozwiązanie ale takie były kiedyś moje przemyślenia..
Życzę wielu sukcesów
AM