W takim, że niekoniecznie uznający przykazanie "nie zabijaj". Chrześcijaństwo jest postawą utopijną, bo wykluczającą np. wojsko. Wiadomo powszechnie, że w wojsku obowiązuje zasada "zróbmy to pierwsi, zanim będą to mieli inni". Skutencze wojsko to takie, które się zbroi i szachuje innych swoją potęgą. Taką armię mają Stany i tylko dzięki niej komunizm został zastopowany. Tak więc konsekwetnie chrześcijanin powinien być pacyfistą. Owszem, może się bronić sam, ale nie może sankcjonować armii, która jest przecież strukturą szkoloną do zabijania.
O armii wspominam, by wskazać niekonsekwencję Kościoła, który ma swoich funkcjonariuszy w armii w stopniach oficerskich.
Jako niekatolik nie wyznaję pacyfizmu. Nie jestem związany dogmatem NIE ZABIJAJ.
I nie potrafiłbym powiedzieć kobiecie, że ma urodzić dziecko, którego ojciec np. zabił 6 noworodków i zakopał je w ziemi. Zwyczajnie, kurwa, nie.
Wniosek: tak, uważam, że w takiej sytuacji, być może - jeśli taka wola kobiety - trzeba będzie zabić człowieka. Człowieka, którego ojciec był nośnikiem ZŁA.
I jeszcze wyjaśnienie: nie twierdzę, że płód jest człowiekiem. Jestem w tej kwestii "agnostykiem". Twierdzę, że właśnie ta niewiedza jest argumentem przeciw aborcji na życzenie.