nartostrada z kasprowego, ciemno, najpierw wezwano topr a nie milicje. a potem nawet jak przyjechali to pewno najpierw sami sobie slady zadeptali. naogladales sie filmow amerykanskich. kiedys bylem na akcji po zwloki pod swinica. notabene z jaworskim. jaja sie zaczely jak to co ja uwazalem za wyschniety jezyk okazalo sie wepchnieta w usta chusteczka koloru bordowego. czekalismy pol dnia przy trupie. co godzina sprzeczne rozkazy z centrali. Potem podjalem decyzje: rozkaz o schodzeniu uslyszelismy, rozkazu o rozpakowaniu trupa z worka i ulozeniu tak jak znalezlismy juz nie i dolu! Wbilem w miejsce po trupie galaz kosowki i schodzimy. Oczywiscie sladow narobilismy tysiace. Na dole rozkaz przez radio: wracac z trupem do gory, rozpakowac, ulozyc tak jak lezal bo wszyscy do wiezienia pojda! Mowie do chlopakow: nie idziemy nigdzie. powiecie ze ja mialem radio (zgodnie z prawda) i wam tego nie powiedzialem. No i co, i przylecieli panowie speszalagenci helikopterkiem, wysiedli, ponarzekali ze zimno, jak im pokazalem palcem gdzie kosowka to powiedzieli ze im sie nie chce do gory i polecieli z powrotem. a ratownicy po 30 godzinach akcji mogli zapierdalac do domu na piechote. I tak wygladalo zabezpieczenie miejsca zbrodni. A co dopiero wypadku narciarskiego?