Pamiętniki wicepremiera

09 lip 2008 - 19:11:59
Robert z Ameryki pilnie sledzi zycie Andrzeja Leppera to pomyslalem sobie ze z checia poczyta jego pamietniki. Na tym zdjeciu wicepremier Andrzej Lepper jest bardzo podobny do Roberta z Ameryki.



[www.se.pl]

Pamiętniki wicepremiera Andrzeja Leppera (54 l.) - Część 1: dzieciństwo

Przez 14 lat wspinał się na polityczny szczyt. W chwilę po tym, jak został polskim wicepremierem, runął na samo dno. Dziś Andrzej Lepper (54 l.), szef Samoobrony, liże rany i czeka na wyroki, między innymi w tzw. seksaferze. Zapowiada jednak, że wkrótce wróci na polityczne salony i przekonuje, że nieraz już był na zakręcie. Nam, jak przed sądem, opowiada o całym swoim dotychczasowym życiu - biedzie, bójkach, seksie, miłości, problemach z prawem i wielkiej polityce. Od dziś do przyszłego poniedziałku będziemy te intymne wyznania publikować w "Super Expressie".

Dom i młodość w PGR

Domu rodzinnego, w którym się urodziłem i wychowałem, już nie ma. Bloki na jego miejscu postawili. To była stara wiejska chata, a raczej czworaki. Podobna do innych. Wchodziło się do sieni, na wprost była kuchnia. Po lewej i prawej stronie pokój. I jeszcze wolna przestrzeń pośrodku, w której mój worek bokserski przez lata wisiał. Przed domem było bajoro przypominające staw. I te krowy kąpiące się razem z nami, wiejskimi dzieciakami. Coś strasznego! Aż dziw bierze, że byliśmy zdrowi i jakieś choróbsko się nie przyplątało.

Kiedy niedawno byłem w Indiach, wspomnienia wróciły - te same chaty, bajoro. Młodość stanęła mi przed oczami. Młodość w PGR. Bo ja jestem dzieckiem PGR-u. Dziś Stowięcin (pod Słupskiem) to duża, rozwinięta wioska. Ale starzejąca się. Niewielu żyje tu z ziemi. Większość zajmuje się handlem. Inni pracują w okolicznych miejscowościach. Sporo osób wyjechało za granicę. Dwie moje siostry tam wciąż mieszkają. A w sumie było nas dziesięcioro. Cztery siostry i pięciu braci. Jestem ostatnim dzieckiem Jana i Anny Lepperów. Dzisiaj na świecie zostało nas już tylko pięcioro (ja, trzy siostry i brat). Kontakt mamy ze sobą dobry, choć rzadki. Spotykamy się zazwyczaj na grobie rodziców i przy okazji pogrzebów. Rzadziej na weselach się bawimy. Całe rodzeństwo na państwowych posadach pracowało. Ja tylko gospodarzem zostałem.

Dom rodzinny wspominam ciepło, mimo że - co tu ukrywać - bieda była. W dodatku ojciec zmarł, gdy miałem 11 lat. Cholesterol go zabił. Wtedy nazywano to ogólnym przetłuszczeniem organizmu. "Andrzejku" do mnie mówił. Bardzo go nam po śmierci brakowało. Surowo nas chował. Lania co prawda nigdy mi nie spuścił, ale i tak człowiek czuł do niego wielki respekt. Ale i szacunek. Zresztą jak całe rodzeństwo. Pamiętam to jego spojrzenie... Nieraz siostry Kazimiera, Genowefa i Maria przy stole śmiechu opanować nie potrafiły. Musiały wyjść z pokoju i jedzenie zostawało. Nie było zmiłuj się.

Smak ciężkiej pracy

Po śmierci ojca trzeba było wydorośleć i matce pomagać. A mama schorowana była. Na prawej nodze zrobiła się otwarta rana. Kiedyś różą to nazywali. Lekarstwa na to nie było. Do tego doszły inne powikłania. Wojna, w czasie której o mało nie została rozstrzelana, ciężka praca i dziesięcioro dzieci na zdrowiu odbić się musiały. Już jako smarkacz smak ciężkiej pracy na roli poznałem. Mogłem mieć góra 12 lat, jak na selekcję ziemniaków do PGR-u biegałem. Praca może i ciężka nie była, ale za to jak uciążliwa. O 4 rano trzeba było wstawać, bo w promieniach słońca mozaiki (choroba ziemniaków) widać nie było.

Wtedy też pierwsze pieniądze zarobiłem. Nie pamiętam dokładnie ile. Wiem, że wszystkie matce oddałem. Potem były żniwa i praca pomocnika kombajnisty. Najczęściej przy ciężkich workach. Ale nie wymiękałem. Życie hardość charakteru i krzepę kształtowało.

Pierwsza krew

Pamiętam, że od sierot mnie niektórzy wyzywali. I popychać próbowali. Nieraz do ostrych starć dochodziło i krew się lała. Brat Antoni, który w Czarnych Słupsk boksował, przywiózł do domu rękawice bokserskie. Okładałem więc worek ze zbożem albo ramę od drzwi. Gorącą głowę w kościele człowiek studził. A mama starannie dbała o nasze religijne wychowanie. Pomimo choroby codziennie do kościoła biegała.

Pięć lat miałem, jak do mszy służyć zacząłem. Bardzo szybko tajniki liturgii opanowałem. Codziennie przed szkołą na mszę się chodziło. No chyba że choroba zmogła. Służyłem do 15. roku życia. I w głowie myśli o sutannie i seminarium kiełkować zaczęły. Bardzo poważnie myślałem o zostaniu księdzem. Ale z planów nic nie wyszło. Dlaczego? Cóż, trzeba to otwarcie powiedzieć - dziewczyny zaczęły mi się podobać. Najwidoczniej nie byłem powołany. Mama nigdy nie nalegała, choć myślę, że chciałaby, aby jedno z dzieci Bogu służyło. Niedawno siostrzeniec księdzem został. A ja? W ciężkich chwilach zwracam się do Boga słowami modlitwy, której mnie matka nauczyła: "Wspomnij o Najdobrotliwsza Matko, Panno Maryjo, już od wieku nie słyszano, aby ktokolwiek uciekając się do Ciebie, Twej pomocy wzywając, Ciebie o pomoc prosząc, miał być opuszczony...". Czasem też prostym, chłopskim językiem do Niego mówię.





Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2008-07-09 19:12 przez SENSACJA CO WIECZOR.
Podziel się:
Temat Autor Wysłane

» Pamiętniki wicepremiera

SENSACJA CO WIECZOR 09 lip 2008 - 19:11:59



Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty