Nowa Droga w Tatrach

18 paź 2003 - 22:32:59
BAŚŃ O TRZECH BRACIACH I KRÓLEWNIE

Mrok wieczorny, babcia siwa przy kominku głową kiwa.
Nos jak haczyk, okulary, coś pierdoli babsztyl stary.
Snuje bajdy niestworzone o królewnie Pizdolonie,
O trzech braciach, jak niewielu, o matuli ich z burdelu
Opowiada stare dzieje, a na dworze wicher wieje.
Siądźcie społem panny, smyki, młodojebce, stare pryki,
I nastawcie dobrze uszy, choć na dworze śnieżek prószy.
W domu ciepło i wygodnie - zostaw pan w spokoju spodnie,
Bo się wnet zawoła mamy. Cyt, uwaga, zaczynamy.

Za lasami, za górami, za morzami, za rzekami,
Żył przed bardzo wielu laty król potężny i bogaty.
Dobrotliwy, szczodrobliwy, lecz niezmiernie rozżalony,
Z racji córki Pizdolony, która chociaż dobra, miła,
Niepomiernie się kurwiła. I dawała bez wyboru:
I rycerzom, panom dworu i kucharzom, i stolarzom,
Czasem nawet i malarzom. W każdej chwili,
W każdym czasie wciąż myślała o kutasie.
Próżno mówił jej król stary, że we wszystkim trzeba miary,
Nie wypada bowiem pannie tak się dupczyć nieustannie.
Na nic się to wszystko zdało,
Bo królewnie wciąż za mało. Wszyscy byli wyjebani.

Aż z burdeli wszystkich w mieście do samego króla wreszcie
od kurewskiej całej nacji przyszły kurwy w delegacji.
Ta najbardziej rozjebana, padłszy przed nim na kolana,
Z trudem wielkim tłumiąc łkanie rzecze:
"Królu nasz i Panie - ty panując od lat wielu
byłeś ojcem dla burdelu. Upadają obyczaje -
Twoja córka dupy daje na ulicy, bez pieniędzy,
Przez co wpycha nas do nędzy.
Nikt nas dziś już nie pierdoli, bo darmochę każdy woli"

Król, na łzy kurewskie czuły, kazał dać ze swej szkatuły
Każdej kurwie po dukacie,
Po czym zamknął się w komnacie i tam siedział przez dzień cały,
Aż mu jaja posiwiały. Król choć płakał ze zmartwienia,
Zamknął córkę do więzienia by się więcej nie puszczała.
Tam codziennie dostawała, prócz świetnego utrzymania
Tysiąc świec do branslowania, wazeliny beczkę całą,
Lecz jej ciągle było mało. Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
"to za mało dla mej piczy".

W nocy zaś przywołał swego astrologa nadwornego,
By ten, patrząc w gwiezdne szlaki znalazł wreszcie sposób jaki,
By królewnę można było, dobrowolnie, czy też siłą,
Wrócić znów do cnoty granic, lub gdy to się nie zda na nic
- niech przynajmniej w swojej sferze obłapników sobie bierze.

Więc astrolog, wziąwszy lupę, zajrzał raz królewnie w dupę,
Wielkim cyrklem pizdę zmierzył, po czym zamknął się na wieży.
Tak był w pracy pogrążony, taki przy tym roztargniony,
że szukając gwiazd na niebie w roztargnieniu srał pod siebie.
Kręcił, wiercił teleskopem, w końcu wrócił z horoskopem.
I rzekł: "Smutną wieść niestety objawiły mi planety -
Że królewny nic nie wstrzyma, na jej szał lekarstwa nie ma,
Chyba, że się znajdzie jaki tęgi jebaka nad jebaki,
Który tak ją zerżnie pięknie, że królewnie pizda pęknie,
Na kawałki się rozwali, żywym ogniem się zapali.
Wówczas będzie Pizdolona z czaru swego wyzwolona
I stanie się znów prawiczką z malusieńką, ciasną piczka".

Wszystkim było ogłoszone, że kto zbawi Pizdolonę,
Ten otrzyma za podziękę pół królestwa i jej rękę.
Więc zjeżdżają się jebacze, czarodzieje, zaklinacze,
Rycerze i królewicze, by królewnie zerżnąć piczę.
Każdy sił swoich próbuje i choć tęgie mieli @#$%&,
Na nic się to wszystko zdało, bo jej ciągle było mało.

A tymczasem heroldowie w całym kraju w piśmie, w mowie
Wieści dziwne rozgłaszali coraz dalej, dalej, dalej.
Aż dotarły hen daleko, gdzieś za siódmą górą, rzeką,
Stała sobie stara chatka, w niej mieszkała stara matka
Ze synami swymi trzema, którym równych w świecie nie ma.
Każdy dzielny, tęgi, zwinny, ale każdy z nich był inny.
I w tym nie ma nic dziwnego - każdy z ojca był innego,
Bo w młodości swojej czasie matka strasznie
Puszczała się.

Syn najstarszy miał @#$%& długi i gruby na kształt maczugi,
A po bokach jego były jak postronki grube żyły,
Jakieś więzy, jakieś guzy, jaja miał jak dwa arbuzy.
A że ciągle mu bez mała ta ogromna pyta stała
Chujogromem go nazwano.
Pizdoliza nosił miano syn następny, bo lizanie
Stawiał wyżej nad jebanie. I nie było mistrza w świecie
By prześcignąć go w minecie.

Cieszą matkę takie dzieci, lecz niestety smuci trzeci,
Który rodu był zakałą, bo miał kuśkę całkiem małą.
Cienka, krótka, na kształt glisty i nie palił się do pizdy.
Dobrze, że z matczynej woli raz na miesiąc popierdoli.
A że mało tak obłapia, bracia mieli go za gapia.
No i matka nawet czasem nazywała go głuptasem.

Tak im słodkie życie idzie - ani w zbytku, ani w bi(e)dzie -
Starsze bowiem dwa chłopaki zarabiały w sposób taki,
Że cnotliwe starsze panie brały ich na utrzymanie,
A i matka chociaż stara, dała dupy za talara.

Lecz najmłodszy, głupek przecie choć podobał się niewiastom,
Dawał dupy pederastom I ku matki wielkiej
Złości, nie brał nic od swoich gości,
Aż dotarła i w ich strony wieść o losie Pizdolony.
Na pieniądze wnet łakoma, woła matka chujogroma
I tak rzecze: "Ty mój synu idź, dokonaj tego czynu".
Olbrzym wnet posłuchał matki, zaraz włożył czyste gatki,
Wymył chuja i bez zwłoki raźno ruszył w świat szeroki.
A gdy przybył do stolicy, zaraz poszedł do ciemnicy
Gdzie się świecą rozkraczona branslowala Pizdolona.
Pyta dawno mu stanęła, więc się ostro wziął do dzieła
I za pierwszym sztosem leci błyskawicznie drugi, trzeci,
Czwarty, piąty, aż nareszcie wyrżnął sztosów
Tysiąc dwieście i utracił siłę całą.

A królewnie wciąż za mało. Tak był przy tym osłabiony,
Że zleźć nie mógł z Pizdolony i musiały dworskie ciury
Ściągnąć go za dupę z dziury do szpitala zamkowego.

A królewna ciągle krzyczy: "to za mało dla mej piczy".
Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka, chujogroma matka czeka
I już martwić się zaczyna - coś nie widać skurwysyna.

Aż ją doszły straszne wieści. Powtrzymując łzy boleści,
Pizdoliza matka wzywa i w te słowa się odzywa:
"Bratu rzecz to nie dowiary! Nie udały się zamiary,
Kutas zmarniał mu niestety, idź więc ty - spróbuj minety".
I Pizdoliz wnet bez zwłoki ruszył prędko w świat szeroki.
W końcu zaszedł do stolicy, tam się udał do ciemnicy
Gdzie się świecą rozkraczona branslowala Pizdolona.

Zaraz ją za dupę złapie i minetę tego chlapie.
Język jego na kształt węża, to się spręża, to rozpręża,
To się wije jak sprężyna, w pizdę wwiercać się zaczyna,
Kręci na kształt kołowrotka, to od zewnątrz, to od środka.
Doba wciąż za dobą mija, on jęzorem wciąż wywija.
Aż utracił siłę całą.

A królewnie wciąż za mało.
Tak był przy tym osłabiony, że zleźć nie mógł z Pizdolony,
Więc i jego dworskie ciury ściągnęły za dupę z dziury
I wyniosły omdlałego do szpitala zamkowego.
A królewna ciągle krzyczy: "to za mało dla mej piczy".

Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje.
Baśń się baje, czas ucieka, Pizdoliza matka czeka
I już martwić się zaczyna, bo nie widać skurwysyna.
Ze złości zaciska zęby, że dwóch synów, niby dęby,
Losy wzięły jej zdradziecko....a
"Jedno mi zostało dziecko i do tego całkiem głupie!"

Głuptak miał to wszystko w dupie.
Raz w niedzielę, po jedzeniu chciał pochrapać sobie w cieniu.
Coś mu jednak spać nie daje, coś go gryzie w jaje.
Patrzy - a tu mała menda, co po jajach mu się szwenda.
Głuptak już rozpinał gacie, by ja otruć w sublimacie,
Gdy w tem menda nieszczęśliwa ludzkim głosem się odzywa:
"Czemu pragniesz mojej zguby?, Nie zabijaj chłopcze luby.
Menda też stworzenie Boże. Że inaczej żyć nie może,
I że czasem w jajo utnie, niegubże jej tak okrutnie".
Głuptak myśli - Cóż to złego, przecież nie zje mnie całego.
Nie potrzebna mi twa zguba, idź więc z Bogiem mendo luba".

A tu nagle menda znika i zmienia się w czarownika.
Czarownika - czarodzieja i do swego dobrodzieja,
Co się w strachu z miejsca zrywa, w takie słowa się odzywa:
"Że litości miałeś względy dla bezdomnej słabej mendy,
żeś jej darował życie, wynagrodzę cię sowicie.
Dam ci ja wskazówki pewne jak spierdolić masz królewnę.
Sił twych mało tu potrzeba - dam ci kondoma samojeba,
Który ma tę dziwną siłę, że gdy włożysz na swoją żyłę
I rozkażesz, on za ciebie sztos za sztosem
Ciągle jebie czarodziejską mocą cudną. Ale zdobyć go jest trudno.

Dupa strzeże go zaklęta na przechodniów wciąż wypięta
Z której mocą złego ducha ustawicznie ogień bucha.
I, czy z bliska, czy z daleka żarem swoim wszystko spieka.
I w tym mocnym, wielkim żarze dupa się całować każe.
Lecz gdy powiesz do niej słowa: "niech się ogień w dupie schowa,
Sama się pocałuj właśnie" wnet ogień w dupie zagaśnie.
I powoli, z dobrej strony kondom zabrać się ci pozwoli.
Za twą dobroć ja ci mogę do tej dupy wskazać drogę.
Weź ten kłębek z sobą razem, on ci będzie drogowskazem.
Rzuć na ziemię i idź wszędzie gdzie się kłębek toczyć będzie.
Lecz pamiętaj zawsze święcie czarodziejskie to zaklęcie."

Tu czarownik, niby mara, zniknął, rozwiał się jak para.
Głuptak wstaje ucieszony, bierze kłębek rozbawiony
I nie mówiąc nic nikomu po kryjomu znika z domu.

Prędko, prędko baśń się baje, nie tak prędko kutas staje.
Głuptak idzie, nie ustaje, coraz nowsze mija kraje.
Gdy sto granic minął słupy, zaszedł właśnie aż do dupy,
Z której wieczny ogień tryska. A podszedłszy do niej z bliska,
Rozżarzonej nad pojęcie czarodziejskie swe zaklęcie
Głuptak z całej mocy wrzaśnie: "sama się pocałuj właśnie!"
Wtedy dupa zawstydzona puściła go do kondoma.
Więc z kondomem ucieszony, pędzi wnet do Pizdolony.
A gdy przyszedł do stolicy, zaraz poszedł do ciemnicy,
Gdzie się świecą rozkraczona branslowala Pizdolona.

Wkłada kondom, niecierpliwy, A tu patrzcie - czary, dziwy!
@#$%&, co zawsze był jak z ciasta, na sto @#$%&ów się rozrasta. -
Każdy gruby jak ta bela, każdy piczę jej rozdziera,
Każdy twardy jak ze stali, każdy długi na sto cali.
Wszystkie @#$%& z całej siły na królewnę uderzyły.
Każdy w pizdę jej się wwierca, każdy końcem sięga serca,
Każdy jej się w piczy grzebie, każdy jebie, jebie, jebie!
Aż królewna Pizdolona, rozjebana, spierdolona,
Od jebania ledwie żywa krzyczy: "cipa się rozrywa".

Takie przy tym tarcie było, że się w dupie zapaliło.
By ugasić pożar ciała, straż zamkowa przyjechała
Z toporami, z bosakami z sikawkami i kubłami
Słowem z całym inwentarzem używanym przy pożarze.
I po długiej ciężkiej pracy ugasili jej strażacy.
Tak została Pizdolona z czaru swego wyzwolona
I znów stała się prawiczką z malusieńką ciasną piczką.
Głuptas dostał zaś w podzięce pół królestwa i jej ręce.
Król był taki ucieszony z wyzwolenia Pizdolony,
Że pomimo swej starości kapucyna ciął z radości
Bez ustanku tydzień cały aż mu jaja odsiwiały
Mimo, że już nie był młody.
Potem zaraz sprawił gody głuptakowi z Pizdoloną.
Mnie na gody zaproszono, więc - jak mówię -
Też tam byłem, jadłem, piłem, pierdoliłem.
Bawiłem się z nimi społem aż zasnąłem gdzieś pod stołem.

Oto co sprawiła menda - na tym kończy się legenda.



Wiadomość zmieniona (19-10-03 00:07)
Podziel się:
Temat Autor Wysłane

» Nowa Droga w Tatrach

Landryna 18 paź 2003 - 22:32:59

Re: Nowa Droga w Tatrach

cyklista 18 paź 2003 - 23:12:36



Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty